Noc Ognistych Demonow - Hitchcock Alfred - Страница 6
- Предыдущая
- 6/18
- Следующая
Wyraznie brala go za fana Demonow. Musieli miec ich sporo.
– Autograf juz mam – powiedzial Jupe, dal rudej trzydziesci dolarow i schowal zdjecie do kieszeni. – Morgan mnie wyrolowal, mial tu byc dzisiaj, przyrzekl mi robote. Nie wiedzialem, ze Demony roluja kumpli.
– Jaki z niego…
Wampirzyca nie dokonczyla. Jupe poczul, ze unosi sie w powietrze. Wykonal nad stolkiem polobrot i znalazl sie twarza w twarz z olbrzymem o krogulczej gebie z haczykowatym nochalem i malymi oczkami. Krogulec unosil go w gore, trzymajac za kolnierz kombinezonu.
– Za czym weszysz, petaku? – rzucil niespodziewanie cienkim glosem.
– Vic mu potrzebny. Bonza – zaczela przymilnie ruda. – Podobniez robote obiecal…
– Jaki Vic? – przerwal jej krogulec.
– Vic Morgan.
– Ten pajac? Jaka robota? – Krogulec przewiercal Jupe'a zimnym spojrzeniem.
– Ogniste Demony nie sa pajacami – wysapal Jupe, majtajac nogami w powietrzu.
– Nie sa – potwierdzil krogulec i posadzil Jupe'a na stolku. – Tutaj umowil sie z toba? – zapytal podejrzliwie. – Na dzis wieczor?
– Niezupelnie – wymamrotal Jupe. – Zniknal gdzies. Podobno wy tez go szukacie.
Bonza polozyl mu na karku bochnowate lapsko.
– Splywaj, frajerze – cwierknal ptasim glosem. – Juz. Bo zrobie z ciebie farfocel.
Jupe nie wiedzial dokladnie, co to znaczy, lecz nie zalezalo mu, zeby sie dowiedziec. Lapa Bonzy ciazyla na karku jak sztanga. Odetchnal, gdy sie cofnela.
Po chwili juz go nie bylo w “Hadesie”.
Martin Morgan wpatrywal sie w pierwsza strone “Los Angeles Sun”. Patrzyl tepo, w bezruchu. Spojowki mial zaczerwienione, oddech plytki.
U dolu strony widnialo znowu zdjecie z nocnej zadymy Ognistych Demonow, zamieszczone w gazecie kilka dni wczesniej. Tym razem grafik wyroznil jedna z postaci czerwonym kolkiem. Tytul nad fotografia brzmial: “Czy to jest Victor Morgan – syn kandydata na senatora? Wyjasnienie zagadki juz wkrotce!”
Twarz w czerwonym kolku byla rozmazana, ale Martin Morgan nie mial juz tej pewnosci co przedtem, ze to ktos inny. A jesli Victor?
Dlaczego zniknal tak nagle i nie odzywa sie, nie dzwoni?
Nic nie dzieje sie bez powodu. Victor wie swietnie, ze w ostatniej fazie kampanii wyborczej kandydat powinien wystepowac w asyscie najblizszej rodziny. Takie sa tu zwyczaje. A on rozplynal sie, ulotnil jak kamfora: czy to nie dowod, ze ma brudne sumienie?
Gdyby moj syn byl mezczyzna – pomyslal Martin Morgan – spojrzalby mi w oczy i wyznal cala prawde. Morganom nigdy nie brakowalo odwagi. On, Martin Morgan, znajdzie w sobie odwage, by sie wycofac z wyborow, nawet w ostatniej chwili, jezeli uzna to za konieczne. Ale koniecznosc musi zostac udowodniona. Inaczej zawiodlby wyborcow, tych wszystkich, ktorzy licza na niego, ktorzy wierza, ze nie dopusci do zniszczenia Blekitnej Doliny.
Musi pomowic z Victorem.
Natychmiast.
A jego nie ma.
Zadzwonil telefon na biurku, sekretarka zameldowala, ze ma na linii kilku dziennikarzy, ktorzy domagaja sie wywiadu.
– Nie ma mnie – rzucil krotko Morgan.
Po chwili telefon zadzwonil znowu. W sluchawce odezwal sie glos Johna Waltersa, prezesa “Stock Industries”:
– Jestem wstrzasniety, Martinie. Mam przed soba swiezy numer…
– Ja tez – przerwal mu Morgan. – Victor gdzies zniknal.
– A wiec posrednio przyznal sie do winy – dobieglo ze sluchawki.
– Nie uwierze, poki z nim nie porozmawiam.
– Niestety, jest gorzej, niz myslisz – powiedzial ze smutkiem JohnWalters. – Jutro w “Los Angeles Sun” ukaze sie inne zdjecie z Nocy Ognistych Demonow. Ostre i powiekszone. Ja juz je widzialem. Jest na nim Victor. Tym razem bez cienia watpliwosci.
Martin Morgan oderwal sluchawke od ucha i obejrzal ja, jakby ogladal muzealny eksponat. Potem powoli i apatycznie przylozyl do skroni.
– No to przegram wybory – powiedzial cicho do szwagra.
– Nie musisz – rzucil John Walters. – W koncu… jestem bratem twojej zony. Zrobie wszystko, zeby zdjecie nic ukazalo sie w druku.
– To juz nie zda sie na nic – szepnal Martin Morgan i zamknal oczy; trwal w odretwieniu, nie wiedzac, ze do gabinetu wslizgnela sie Angela, ze stoi za jego plecami i z niepokojem patrzy na ojca. – To juz na nic – powtorzyl.
– Przeciwnie – dobiegl go glos Waltersa. – Zdjecie sie nie ukaze i zostaniesz senatorem. Victor sie znajdzie, wyjasnimy wszystko, z pewnoscia jest to nieporozumienie. Wasz syn nie moze byc bandyta. Co najwyzej zaplatal sie przez mlodziencza naiwnosc albo jego wplatano w afere, aby tobie zaszkodzic. Damy sobie z tym rade, masz moje slowo. Jest tylko jeden warunek.
– Jaki? – spytal Morgan.
– Wlasciciel “Los Angeles Sun” jest jednym z inwestorow w Blekitnej Dolinie. Wystarczy mu twoja obietnica, ze nie przeszkodzisz w budowie elektrowni.
– To nikczemne – powiedzial Martin Morgan.
– Zgadzam sie – przytaknal John Walters. – Ja jestem tylko posrednikiem miedzy nim i toba. Czuje sie nie mniej oburzony. Ale nie masz wyboru.
Morgan znowu obejrzal sluchawke i znow przylozyl ja do skroni.
– Mam wybor – powiedzial. – Mimo wszystko ufam Victorowi. Odmawiam.
Ospalym ruchem polozyl sluchawke na widelkach i dopiero teraz zauwazyl obecnosc corki w gabinecie. Miala okragle oczy. Sniade policzki przybraly szarosc popiolu.
– Slyszalam cala rozmowe. Widzialam zdjecie w “Los Angeles Sun”. To nie jest Victor…
– Chyba nie jest – zgodzil sie ojciec. – Ale oni maja inna fotografie. Tym razem na pewno z Victorem. Wuj John ja widzial… Dlaczego Victor uciekl z domu? – zapytal z udreka.
Angela otworzyla i zamknela usta. Przysiegla matce, ze nic nie powie ojcu. Dla jego dobra. Dla dobra calej ich rodziny. Ale gdyby go mama teraz zobaczyla…
Nie wolno.
Milczec tez nie wolno.
No to powiedziec, gdzie ukryto Victora? I ze bywal w “Hadesie”, melinie Ognistych Demonow, wiec musi ich znac, moze nie tylko znac, kto wie, w co sie wplatal, co mu teraz grozi…
– Zostalem juz wczesniej ostrzezony – uslyszala glos ojca. – Przez mecenasa Jenkinsa. Dostal anonim. Mam sie wycofac z wyborow albo gazety zamieszcza zdjecie Victora w gangsterskim uniformie. Jak widac, nie byly to czcze pogrozki.
Angela myslala szybko, tak szybko, jak nigdy dotad. Nie moze zlamac przysiegi danej matce. Nie moze powiedziec o mysliwskim domku. Ale nie zlamie przysiegi, jesli poradzi ojcu, by porozmawial z Trzema Detektywami. Widziala u matki ich wizytowke. Oni nie przysiegali. Mama im ufa. Ich rozmowa z ojcem bedzie miec sens, cos posunie do przodu. Odpowiedzialnosc wezma wtedy na siebie Trzej Detektywi. Angela takze o nich slyszala. Podobno sa fantastyczni, rozwiazuja suply nie do rozplatania.
Objela ojca za szyje, przytulila sie do niego.
– Zadzwon do Jupitera Jonesa – uslyszal jej szept. – To jeden z Trzech Detektywow. Musiales o nich slyszec. Oni cos wiedzac Victorze.
W przyczepie bylo goraco: Jupe wylaczyl klimatyzacje, zeby jej szum nie przeszkadzal Bobowi i zeby nie przeciazac linii elektrycznej, poniewaz komputer pracowal na pelnych obrotach. Bob czarowal przy klawiaturze. Udalo mu sie przeniknac do systemu policyjnego z danymi o przestepczosci zorganizowanej, lecz niewiele tam znalazl o Ognistych Demonach. Materialy przejela specjalna komorka FBI o kryptonimie R-12.
– Tam bedzie sie trudno dostac – mruknal Bob.
– Probuj – zachecil Jupe.
Komorka R-12 miala geste zasieki zabezpieczen. Bob pokonal kilka, odnajdujac kody oryginalnym sposobem przez siebie opracowanym, ale wciaz jawily sie nowe bramki, coraz bardziej szczelne.
NOD. Jak to rozszyfrowac? Nadzwyczajna Ochrona Danych? Numer Otwarcia Dostepu? Moze Nowo Otwarte Dochodzenie?
– Nie moge zlamac tego skrotu – westchnal. – Nic nie pasuje.
Pete stanal za jego plecami, popatrzyl na monitor, potem na Jupe’a.
– Ja bym sprobowal kombinacji najprostszej – powiedzial.
- Предыдущая
- 6/18
- Следующая