Tajemnica Magicznego Kregu - Hitchcock Alfred - Страница 5
- Предыдущая
- 5/23
- Следующая
Na ekranie pojawil sie ponownie Fred Slone.
– A teraz pozostale wiadomosci…
Jupiter wylaczyl telewizor.
– Wszystko razem wywieralo wrazenie chwytu reklamowego, ale to chyba niemozliwe. Ten technik z laboratorium byl powaznie ranny. Marvin Gray zas przeoczyl wspaniala okazje nadmienienia o wspomnieniach panny Bainbridge. Gdyby chodzilo o reklame, powiedzialby cos o nich.
W tym momencie na frontowym ganku rozlegl sie jakis trzask.
– Och, do diabla! – wykrzyknal ktos z irytacja. Jupiter otworzyl drzwi. Stal przed nim Beefy Tremayne.
– Potknalem sie o doniczke. Przepraszam. Jupe, potrzebuje pomocy.
Jupiter wprowadzil go do pokoju. Zauwazyl, ze Beefy ma podkrazone oczy.
– Szukam prywatnego detektywa – mowil. – Worthington powiedzial, ze jestescie dobrzy w tej specjalnosci. Czy zechcecie mi pomoc? Wuj Will nie zaplaci za wynajecie zawodowego detektywa.
Pete i Bob przyszli do kuchni zaciekawieni.
– O co chodzi? – zapytal Jupiter.
– O wspomnienia panny Bainbridge. Rekopis znikl. Ktos go ukradl!
Rozdzial 4. Czyzby sztuczka czarnoksieska?
– Zgoda, przyznaje, ze jestem niezdarny – mowil Beefy Tremayne – wypuszczam wszystko z rak i stale na cos wpadam. Jesli jednak chodzi o sprawy wydawnictwa, jestem naprawde uwazny i dobrze, starannie pracuje. Nie gubie maszynopisow!
– Gadanie! – skwitowal te wypowiedz William Tremayne. Beefy przyprowadzil Trzech Detektywow z Rocky Beach do mieszkania, ktore dzielil z wujem i ktore znajdowalo sie w wykwintnym budynku w zachodniej dzielnicy Los Angeles. Dom mial nowoczesne zabezpieczenie. Garaz otwieralo urzadzenie akustyczne, a drzwi z holu wejsciowego na wewnetrzny dziedziniec byly kontrolowane przez kamere.
Williama Tremayne'a zastali spoczywajacego na sofie w salonie. Palil dlugie, cienkie cygaro i wpatrywal sie bezmyslnie w sufit.
– Nie zamierzam poswiecac czasu i wysilku na krzatanine wokol tego rekopisu – oswiadczyl. – Zapodziales go jak zwykle i gdzies sie go pewnie odnajdzie. Niepotrzebni sa nam tutaj zadni ambitni mlokosi weszacy wszedzie ze szklem powiekszajacym i proszkiem do zbierania odciskow palcow.
– Zostawilismy dzis proszek w domu, prosze pana – powiedzial Jupiter chlodno.
– Bardzo milo to uslyszec – pan Tremayne nie odrywal wzroku od sufitu. – Beefy, byl tu pod twoja nieobecnosc agent ubezpieczeniowy. Zadawal mase idiotycznych pytan, a jego ton nie podobal mi sie. To, ze dbam o twoje interesy i ze pieniadze za szkody zostana mi wyplacone, nie jest powodem, zeby ktos przybieral ton, jakbym cos zyskiwal na tym pozarze.
– Wuju, oni musza zadawac sprawdzajace pytania – tlumaczyl Beefy.
– Chcesz powiedziec, iz musza udawac, ze zapracowali na swoje pieniadze? – warknal William Tremayne. – Mam tylko nadzieje, ze ustala nasza naleznosc bez zwloki. Urzadzenie biura w nowym miejscu i uruchomienie wydawnictwa bedzie kosztowalo fortune.
– Moglbym je juz uruchomic, gdybym tylko odzyskal ten rekopis! – powiedzial Beefy.
– Wiec go szukaj!
– Szukalem! Nie ma go tutaj!
– Beefy, czy pozwolisz, ze my poszukamy? – zapytal Jupiter. – Jesli mowisz, ze go tu nie ma, to pewnie tak jest, ale nie zawadzi sprawdzic.
– Dobra, szukajcie – Beefy usiadl i utkwil wzrok w swoim wuju, a chlopcy wzieli sie do przeszukiwania calego pomieszczenia.
Zajrzeli pod wszystkie meble, do kazdego kredensu i do szafy bibliotecznej. Nigdzie nie bylo rekopisu wspomnien dawnej gwiazdy.
– Rzeczywiscie, Beefy, tu go nie ma – powiedzial w koncu Jupiter. – Zacznijmy teraz od poczatku. Kiedy ostatnio miales manuskrypt?
Bob wyjal z kieszeni notes i usiadl obok Beefy'ego, gotow do zapisywania.
– Zeszlego wieczoru – mowil Beefy – jakis kwadrans po dziewiatej lub wpol do dziewiatej. Wyjalem manuskrypt z teczki i zaczalem go czytac, ale nie moglem sie skupic, bo bylem zbyt wzburzony pozarem i widokiem tego zakrwawionego czlowieka. Odczuwalem potrzebe ruchu. Polozylem wiec rekopis na stoliku i zszedlem na dol, na basen, poplywac.
– Czy pan byl tu w tym czasie? – zapytal Jupiter Williama Tremayne’a.
Starszy pan przeczaco potrzasnal glowa.
– Gralem w brydza z przyjaciolmi. Do domu wrocilem okolo drugiej nad ranem.
Jupe zwrocil sie do Beefy'ego.
– Kiedy wrociles z basenu, rekopisu juz nie bylo, prawda?
– Tak. Zauwazylem jego brak, gdy tylko wszedlem do pokoju.
– Czy drzwi mieszkania zostawiles zamkniete, kiedy byles na basenie? Czy w ogole wychodzisz kiedykolwiek z mieszkania, nie zamykajac zatrzasku w zamku?
– Nigdy, i jestem pewien, ze zeszlego wieczoru byly zamkniete, bo zapomnialem zabrac klucze. Musialem prosic dozorce, zeby tu przyszedl ze swoim uniwersalnym kluczem i wpuscil mnie do mieszkania.
Jupiter podszedl do drzwi frontowych, otworzyl je i obejrzal dokladnie osciez i zamek.
– Nie ma zadnych sladow wlamania. Drzwi wejsciowe na dole sa zawsze zamkniete, prawda? A to mieszkanie znajduje sie na dwunastym pietrze. Ktos wiec musial miec klucze.
Beefy potrzasnal glowa.
– Nikt nie ma zapasowych kluczy, nie liczac dozorcy, a to smieszne jego podejrzewac. Ten czlowiek pracuje tu od lat i nie ukradlby nawet wykalaczki!
Bob spojrzal na niego znad notesu.
– A wiec tylko ty i wuj macie po parze kluczy?
– Nie, trzeci komplet kluczy schowalem w moim biurku w wydawnictwie. Trzymalem go tam na wypadek, gdybym zgubil swoje klucze. Ale ten komplet ulegl zniszczeniu w czasie pozaru.
– Hmm, chyba tak – Jupe zamknal drzwi wejsciowe, podszedl do okna i wyjrzal przez nie na dol na basen. – A wiec ktos wszedl do budynku, do ktorego nielatwo sie dostac. Nastepnie wszedl do tego mieszkania, zobaczyl na stoliku manuskrypt, zabral go i wyszedl. Jak zdolal tego dokonac?
Pete podszedl do Jupe'a i rowniez wyjrzal przez okno, ale patrzyl nie w dol, lecz w gore.
– Przelecial nad dachem i przez otwarte okno wyladowal w mieszkaniu malutkim helikopterem. To jedyna mozliwosc.
– A moze na miotle? – zazartowal wuj Will. – Jesli ktos mial sie tu dostac przez okno, miotla nadawalaby sie doskonale i zawezilaby krag podejrzanych. Manuskrypt zabrala czarownica.
Beefy wytrzeszczyl oczy w oslupieniu.
– Czarownica? – powtorzyl. – To… zadziwiajace!
– Dlaczego? – zapytal jego wuj. – Wolisz wersje z helikopterem?
– Dziwne, ze powiedziales o czarownicy. Przed pojsciem na basen, przeczytalem fragment rekopisu, w ktorym przedstawiono szalencze plotki o ludziach Hollywoodu. Panna Bainbridge opisuje na przyklad przyjecie u rezysera Aleksandra de Champleya. Pisze, ze uprawial czarna magie i nosil pentagram Szymona Magusa. W manuskrypcie byl rysunek pentagramu – Beefy wyjal z kieszeni pioro i zaczal szkicowac na odwrocie koperty: – Gwiazda piecioramienna w kole. Bainbridge pisze, ze byla zlota, a krag wokol niej wysadzany rubinami. Slyszalem o Szymonie Magusie. Byl czarownikiem w starozytnym Rzymie i ludzie wierzyli, ze potrafi fruwac!
– Wspaniale! – zawolal wuj Will. – Stary przyjaciel Madeline Bainbridge ubral sie w pentagram Szymona Magusa i przyfrunal tu zabrac rekopis, zebysmy nie odkryli, ze jest zlym czarownikiem.
– Jezeli ktos tu przyfrunal, to nie byl na pewno Aleksander de Champley. Umarl dziesiec lat temu – powiedzial Jupe. – Czy w rekopisie byly jeszcze jakies inne elektryzujace historie?
Beefy potrzasnal glowa.
– Nie wiem! Przeczytalem tylko te anegdote. Zupelnie mozliwe, ze Madeline Bainbridge zna sekrety wielu osobistosci Hollywoodu.
– To wiec moze byc powodem kradziezy – powiedzial Jupiter. – Ktos z jej znajomych chcial zapobiec publikacji jej wspomnien!
– Alez skad ta osoba mogla wiedziec, ze rekopis jest tutaj? – zapytal Beefy.
– To proste! – Jupe ze zmarszczonym w skupieniu czolem zaczal chodzic po pokoju. – Beefy, zeszlego wieczoru zatelefonowales do Marvina Graya, zeby mu powiedziec, iz manuskrypt jest bezpieczny u ciebie. Oczywiscie Gray powtorzyl to Madeline Bainbridge. Nastepnie Bainbridge zatelefonowala do ktoregos z przyjaciol lub postapil tak Gray. No i wiadomosc sie rozeszla.
- Предыдущая
- 5/23
- Следующая