Выбери любимый жанр

Szkarlatny Kwiat - Orczy Baroness - Страница 7


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта:

7

Wszystko mialo przebieg wrecz cudowny. Oboje z mezem dowiedzieli sie, ze sa umieszczeni na liscie osob podejrzanych, co oczywiscie oznaczalo, ze ich osadzenie i smierc byly tylko kwestia czasu. Potem zaswitala nadzieja ucieczki: tajemniczy list, podpisany zagadkowym czerwonym kwiatkiem, jasne energiczne wskazowki, pozegnanie z hrabia de Tournay, ktore rozdarlo serce biednej kobiety, obietnice rychlego polaczenia, ucieczka z dwojgiem dzieci, woz kryty plotnem ze straszliwa wiedzma na kozle, podobna raczej do szatana, ze swa wstretna zdobycza, przyczepiona do bata…

Hrabina rozgladala sie po cichej i starej sali angielskiego zajazdu, tchnacego bezpieczenstwem spokojnego kraju o prawdziwej wolnosci, religijnej i spolecznej. Nastepnie zamknela oczy, aby oddalic wciaz powracajacy obraz przerazonego tlumu przy bramie zachodniej, gdy stara wiedzma wspomniala o dzumie. Ukryta na spodzie wozu, w kazdej chwili spodziewala sie, ze ja poznaja, zawloka wraz z dziecmi przed sad i na stracenie. Ci mlodzi Anglicy pod rozkazami odwaznego i tajemniczego wodza narazali zycie, aby ratowac ich wszystkich, jak wyratowali juz kilkudziesieciu innych niewinnych ludzi. I to wszystko dla sportu. Nigdy! Oczy Zuzanny, szukajace spojrzenia sir Andrewa, zapewnialy go, ze ma niezachwiana pewnosc, ze on, wlasnie on, ratowal bliznich dla wyzszych pobudek.

– Ilu was jest w tej szlachetnej lidze? – zapytala niesmialo.

– Dwudziestu – odrzekl. -Jeden rozkazuje, a dziewietnastu slucha. Wszyscy jestesmy Anglikami i wszyscy sluzymy tej samej sprawie: sluchac wodza i ratowac niewinnych.

– Oby Bog otaczal was swoja opieka, panowie! – rzekla goraco hrabina.

– Pani! do tej chwili Bog nam pomagal.

– To rzecz wprost zdumiewajaca! Jestescie wszyscy tacy odwazni, tacy pelni poswiecenia dla bliznich, bedac przeciez Anglikami, a we Francji nie ma nic procz zdrady i to w imie wolnosci i braterstwa!

– Kobiety francuskie sa jeszcze bardziej wrogo usposobione do nas, arystokratow, niz mezczyzni -rzekl z westchnieniem wicehrabia.

– Ach! tak – potwierdzila hrabina, a w oczach jej odbil sie wyraz najwyzszej pogardy i goryczy. – Na przyklad taka kobieta, jak Malgorzata St. Just. To ona zdradzila margrabiego de St. Cyra i cala jego rodzine przed trybunalem rewolucyjnym.

– Malgorzata St. Just? – rzekl lord Antony, rzucajac krotkie i niespokojne wejrzenie na sir Andrew. – Malgorzata St. Just? Jestem przekonany, ze…

– Tak – odrzekla hrabina -znacie ja z pewnoscia. Byla slynna aktorka w teatrze francuskim, a potem wyszla za Anglika; musicie ja znac.

– Czy ja znamy? – zawolal lord Andrew. – Czy znamy lady Blakeney, najwytworniejsza dame w Londynie, zone najbogatszego czlowieka w Anglii? Naturalnie, ze ja znamy!

– Byla moja kolezanka w paryskim klasztorze – dodala Zuzanna – i przyjechalysmy razem do Anglii, aby nauczyc sie waszego jezyka. Lubilam bardzo Malgorzate i uwierzyc nie moge, aby byla zdolna uczynic cos podobnego.

– Jest to zupelnie nieprawdopodobne – rzekl sir Andrew. – Twierdzisz, hrabino, ze niedawno zdradzila margrabiego de St. Cyr. W jakim celu mogla to uczynic? To musi byc pomylka.

– Nie ma mowy o zadnej pomylce

– odparla zimno hrabina. – Brat Malgorzaty St. Just jest zacieklym republikaninem. Zaszla jakas sprzeczka miedzy nim a moim kuzynem de St. Cyr. St. Justowie sa plebejuszami, a republikanski rzad ma wielu szpiegow… Zapewniam pana, ze tu nie ma pomylki. Nie slyszales nigdy o tej aferze?

– Przyznac musze, ze doszly mnie wiesci o tej sprawie, ale nikt w Anglii nie daje temu wiary. Sir Percy Blakeney, maz Malgorzaty, jest czlowiekiem bardzo majetnym, ma wysokie stanowisko spoleczne, jest bliskim przyjacielem ksiecia Walii, a lady Blakeney nadaje ton calemu londynskiemu towarzystwu.

– Byc moze, ale my bedziemy wiedli bardzo spokojne zycie w Anglii i prosze Boga, aby nie spotkac sie z Malgorzata St. Just, dopoki pozostane w tym pieknym kraju.

Po tych slowach wsrod gromadki spozywajacej wieczerze zapanowalo gluche milczenie. Zuzanna posmutniala. Sir Andrew bawil sie bezwiednie widelcem, a hrabina, siedzac w wysokim krzesle, naburmuszona i wyniosla, wygladala dziwnie sztywno i chlodno. Lord Antony od czasu do czasu rzucal stroskane spojrzenia na Jellybanda, jeszcze bardziej zaklopotanego niz on sam.

– O ktorej godzinie spodziewasz sie sir Percy'ego i lady Blakeney? – szepnal niepostrzezenie do gospodarza.

– W kazdej chwili, lordzie -odparl cicho Jellyband.

Jeszcze nie skonczyl, gdy rozlegl sie daleki turkot nadjezdzajacego powozu. Z kazda chwila stawal sie wyrazniejszy, uslyszano trzaskanie z bata i tetent kopyt konskich na nierownym bruku. Nagle drzwi otworzyly sie gwaltownie i wbiegl pacholek, wolajac:

– Sir Percy Blakeney i jego zona nadjezdzaja!

Zadzwonily podkowy o kamienny dziedziniec, i wspanialy kocz, zaprzezony w cztery kasztany wysokiej krwi, stanal przed drzwiami "Odpoczynku Rybaka".

Rozdzial V. Malgorzata

W mgnieniu oka goscinna kawiarnia zajazdu stala sie widownia zamieszania i beznadziejnego poplochu.

Gdy pacholek oznajmil przybycie gosci, lord Antony zerwal sie na rowne nogi i zaczal wydawac spiesznie rozkazy biednemu Jellybandowi, ktory z przerazenia calkiem stracil glowe.

– Na milosc Boska, czlowiecze

– szepnal lord Antony – sprobuj zatrzymac lady Blakeney chocby na chwileczke w przedpokoju, nim te panie zdaza wyjsc z sali. Do kaduka! a to sie dopiero udalo!

– Predko, Sally, swiatla! -krzyczal Jellyband, biegajac tu i tam i powodujac jeszcze wieksze zamieszanie w ogolnej sytuacji.

Hrabina wstala z krzesla sztywna i dumna i starajac sie ukryc wzburzenie pod pozorem zimnej krwi, powtarzala machinalnie:

– Nie chce jej widziec, nie zobacze jej!

W przedpokoju zas ruch, spowodowany przyjazdem tak znakomitych gosci, wciaz sie powiekszal.

– Dobry wieczor, sir Percy! Dobry wieczor, lady! Najnizszy sluga! – slychac bylo jakby chor glosow, przeplatany slabszym nawolywaniem. – Nie zapominajcie o biednym slepym czlowieku, zlitujcie sie nad nim! Poratujcie mnie, lordzie, lady!

Wsrod tego zgielku rozlegl sie dziwnie slodki i spiewny glos o lekkim, cudzoziemskim akcencie:

– Nie wypedzajcie tego biedaka, dajcie mu jesc na moj rachunek, prosze was.

W kawiarni wszyscy mimo woli zamilkli. Lecz Sally trzymajac lichtarze, szla juz ku drzwiom prowadzacym do sypialnych pokojow, a hrabina pospieszyla za nia, uchodzac przed nieprzyjacielem o tak slodkim i melodyjnym glosie.

Zuzanna poslusznie zamierzala uczynic to samo; z zalem tylko rzucala spojrzenia na drzwi wejsciowe, w ktorych wciaz jeszcze miala nadzieje zobaczyc ukochana kolezanke.

Jellyband otworzyl drzwi, ufajac, ze zdola zazegnac katastrofe, wiszaca w powietrzu, lecz juz ten sam cichy, dzwieczny glos odezwal sie zartobliwa skarga:

– Br… jestem przemoczona jak sledz. Boze! Czy kto widzial taki klimat?

– Zuzanno, chodz ze mna natychmiast, czy slyszysz? -zawolala hrabina wyniosle.

– Mamo! – blagalnie szepnela Zuzanna.

– Panie… chwileczke… hm…

– jakal sie Jellyband, ktory stanal w poprzek drzwi, aby nie dopuscic nowo przybylych do sali.

– Przepraszam, przyjacielu -rzekla lady Blakeney z cieniem zniecierpliwienia w glosie – po co stoisz przede mna i tanczysz jak kulawy indyk? Pusc mnie do ognia, zmarzlam do szpiku kosci!

I w jednej chwili, odtraciwszy lekko gospodarza, weszla do sali.

Istnieje duzo portretow i miniatur Malgorzaty St. Just, lady Blakeney, jak sie wowczas nazywala, ale jest bardzo watpliwe, aby znalazla sie jedna podobizna, mogaca oddac w calej pelni jej nadzwyczajny wdziek i urode. Wysoka, ponad srednia miare, o wspanialej krolewskiej postawie, byla tak urocza, ze nawet hrabina zatrzymala sie, oczarowana jej widokiem.

Malgorzata Blakeney miala najwyzej lat 25, a uroda jej byla w pelnym rozkwicie. Duzy kapelusz, przybrany w miekkie falujace piora, rzucal lekki cien na jej klasyczne czolo, okolone aureola zlotych wlosow, tego dnia nie pudrowanych. Miala slodkie, niemal dzieciece usta, prosty, ksztaltny nos, okragly podbrodek i delikatna szyje, a czar jej podnosil jeszcze malowniczy owczesny stroj. Bogata suknia z niebieskiego aksamitu przylegala do jej zgrabnej figury; w drobnej rece trzymala z wlasciwym sobie wdziekiem laske, ozdobiona szerokim pekiem wstazek, wedle mody wprowadzonej niedawno przez wytworne panie.

7

Вы читаете книгу


Orczy Baroness - Szkarlatny Kwiat Szkarlatny Kwiat
Мир литературы

Жанры

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело