Выбери любимый жанр

Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred - Страница 45


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта:

45

– Strzelaj, Tomku! Miedzy slepia! – krzyknal wysuwajac sie cokolwiek przed chlopca.

Byla to juz ostatnia chwila. Goryl sunal coraz blizej. Krzyk Smugi ocalil zycie trzem lowcom znajdujacym sie przy bezwladnej samicy. Podraznione glosem ludzkim zwierze jednym machnieciem dlugich, sekatych ramion odrzucilo na boki Wilmowskiego i Huntera, przetoczylo sie po olbrzymim bosmanie, ktory kleczac pchnal je nozem, i zaczelo biec ku chlopcu i Smudze. Tomek nie rozumial, dlaczego Smuga opuscil bron nie nacisnawszy spustu, lecz skoro polecono mu strzelac, blyskawicznie podniosl sztucer do ramienia. Jeszcze szybciej pomyslal, ze wszyscy w tej chwili spogladaja na niego; mierzac krotko i pewnie miedzy palajace slepia bestii, nacisnal spust.

Rozlegl sie suchy strzal. Goryl steknal przerazajaco ludzko. Upadl twarza naprzod. Olbrzymie cielsko przez kilka minut drgalo konwulsyjnie.

Triumfalny krzyk Murzynow rozlegl sie w parowie i odbil o sciane lasu donosnym echem. Wilmowski i Hunter, ktorzy nie poniesli najmniejszego uszczerbku, poniewczasie chwycili za karabiny. Bosman dzwignal sie ciezko; klnac pod nosem zaczal rozcierac potluczone cialo. Smuga blady jeszcze, lecz zupelnie spokojny, zblizyl sie do goryla. Koncem lufy uniosl jego leb. Dokladnie miedzy slepiami widnial maly otwor po kuli sztucera.

Bosman przykustykal do zabitego zwierzecia. Spokojnym glosem, jakby nic nadzwyczajnego sie nie wydarzylo, powiedzial:

– Niech go kule bija, a to piorunski silacz! Czy widzieliscie, jak bez najmniejszego wysilku przetoczyl sie przeze mnie? Mescherje i wy tam, reszta! Przewalcie go na grzbiet. Wyjmijcie moj noz z jego piersi!

Wilmowski podszedl do syna i poklepal go po ramieniu bez slowa.

– Tomek i bosman uczynili wszystko, co bylo w ich mocy, aby nas ocalic. To bohaterowie dzisiejszego dnia – odezwal sie Smuga. – Dziwisz sie, Andrzeju, dlaczego sam nie strzelilem do goryla?

– Od razu spostrzeglem, ze dzieje sie z toba cos niezwyklego – cicho przyznal Wilmowski. – Gdy opusciles bron nie oddawszy strzalu, bardziej sie tym przerazilem niz nieoczekiwanym atakiem bestii. Co ci sie stalo, Janie?

– Przesladuje mnie cien msciwego Castaneda – smutno usmiechnal sie Smuga. – Teraz nie moge juz taic przed wami, ze co pewien czas odczuwam dziwny bezwlad w lewej rece. Drzy ona wtedy, jakby mnie trzesla febra. Ot, wszystko! Nie bylem pewny strzalu, a chybienie nioslo smierc dla wielu z nas. Winszuje ci, Tomku.

– Masz szczescie, brachu! Mnie taka piekna sztuka nie nawinie sie pod muszke. No, ale ze powodzenie sprzyjalo kumplowi, to ciesze sie, jakbym ja sam wyprawil gorylusa do Abrahama na piwo – wtracil bosman.

– Nie narzekaj, bosmanie – powaznie powiedzial Smuga. – Pierwszy i chyba ostatni raz w zyciu mialem moznosc ujrzec czlowieka rzucajacego sie z nozem na goryla. Cenie ludzi, ktorzy nie znaja uczucia strachu.

Bosman chrzaknal zazenowany tak wielka pochwala.

– Panowie, wpakujmy samice do klatki, bo gotowa wytrzezwiec, a wtedy trzeba bedzie i ja zastrzelic – ponaglil Wilmowski.

Podczas gdy lowcy zamykali w klatce samice, Tomek z Sambem odszukali gorylatko. Nie zwazajac na opor, wyciagneli malenstwo z pobliskich krzewow.

– Wsadzcie je do klatki samicy – poradzil Hunter. – Wkrotce uspokoi sie i pocieszy. Prawdopodobnie wrzask tego pedraka sciagnal nam na kark trzeciego goryla. Zbierajmy sie do powrotu, nic tu juz po nas.

– Co zrobimy z zabitym gorylusem?

– Zabierzemy go rowniez do obozu. To wspanialy okaz. Za skore i kosciec dobrze nam zaplaca – odparl Smuga.

O ile przedtem Murzyni drzeli na sama mysl o spotkaniu z lesnymi ludzmi, o tyle teraz krzyczeli glosno, tanczac z radosci. Natychmiast ucieli gruba galaz, po czym bez obawy zwiazali zabitemu zwierzeciu rece i nogi. Z kolei przesuneli drag miedzy skrepowanymi konczynami, aby w ten sposob mogli latwiej dzwigac olbrzymi ciezar.

Powrotna droga do obozu trwala dosc dlugo. Murzyni uginali sie pod ciezarem niesionych zwierzat. Odpoczywali tez co chwila, lecz byli rozradowani i nadzwyczaj gadatliwi. Bez przerwy chwalili sile oraz odwage bosmana, podziwiali zimna krew i celnosc strzalu malego buany, a takze cieszyli sie na przyobiecana przez Wilmowskiego uczte.

Wieczorem dotarli do obozu. Wilmowski polecil ustawic klatki na lace nie opodal obozowiska. Otoczono je obszernym ogrodzeniem zbudowanym z galezi. Wewnatrz ogrodzenia Murzyni musieli wkopac male drzewka, ktore doskonale ocienialy obydwie klatki. Troche sarkali na tyle zbednej, ich zdaniem, pracy, lecz Wilmowski byl niewzruszony. Wiedzial przeciez, jak trudno jest przewiezc przez morze wrazliwe na niewole goryle. Dlatego tez cena za zywe okazy malp czlekoksztaltnych byla w Europie bardzo wysoka.

NAJNIZSI LUDZIE SWIATA

Dopiero po czterech dniach rozdraznione niewola goryle uspokoily sie nieco. Z wyjatkiem Wilmowskiego i Santuru nikomu nie wolno bylo wchodzic w obreb ogrodzenia otaczajacego klatki ze zwierzetami, ktore stopniowo nalezalo przyzwyczajac do nowych warunkow bytowania. Schwytanie calej rodziny malp czlekoksztaltnych bylo nie lada sukcesem. Lowione dotad przez niektorych podroznikow pojedyncze okazy ginely przewaznie w czasie podrozy morskiej. Przyczyny szybkiego zdychania goryli w niewoli, zdaniem fachowcow zatrudnionych u Hagenbecka, byly raczej natury psychicznej niz fizycznej. Z tego tez wzgledu Wilmowski postanowil otoczyc specjalna opieka rodzine goryli oraz stworzyc im w niewoli warunki jak najbardziej zblizone do naturalnych.

Wilmowski nie mial slow uznania dla Santuru. Nikt tak jak lowczy krolewski nie potrafil zdobywac zaufania zwierzat. Przede wszystkim zaczal przyzwyczajac malpy do swej obecnosci w poblizu klatek. Przez pierwsze dwa dni dorosle zwierzeta odmawialy przyjmowania pokarmu i napoju. Mniej wytrzymaly okazal sie maly gorylek. Rozstawienie grubych, zelaznych pretow w klatkach umozliwialo mu przebywanie z matka badz ojcem, dopiero gdy ci nie byli go w stanie nakarmic, gorylatko zblizylo sie do cichego, lagodnego czlowieka. Na to tylko czekal Santuru. Spokojnie podsunal galaz oblepiona dzikimi brzoskwiniami. Malenstwo porwalo jeden soczysty owoc, potem drugi, trzeci, a kiedy najadlo sie do syta, Santuru polozyl na ziemi narecze galezi z owocami. Sprytne malpiatko ciagnelo po ziemi smakowite kaski i przenosilo je do klatki samicy, ktora z uporem odsuwala pokarm. Gdy jednak Santuru nastepnego dnia odwiedzil malpy, nie zastal ani odrobiny pozywienia. Teraz codziennie znosil cale narecza roznych gorylich smakolykow i kladl je tuz przy klatkach. Malpy zakonczyly glodowke.

Cierpliwosc obydwoch lowcow dawala dobre wyniki, lecz nie ulegalo watpliwosci, ze oswajanie zwierzat zajmie wiele czasu. Tymczasem podroznicy pragneli zakonczyc polowanie przed bliska juz pora deszczowa. Totez Wilmowski wcale sie nie zdziwil, gdy pewnego dnia Smuga powiedzial mu:

– Twoja obecnosc w obozie jest niezbedna ze wzgledu na goryle. Wobec tego moglbym tymczasem wyruszyc na poszukiwanie okapi. Nasze zapasy zywnosci kurcza sie gwaltownie. Wkrotce nie bedziemy w stanie wyzywic w dzungli takiej gromady ludzi. Dla mniejszych grup latwiej sie znajdzie cos do jedzenia.

– Ile czasu chcialbys poswiecic na poszukiwanie okapi? – zapytal Wilmowski.

– Przypuszczam, ze oswojenie goryli zajmie ci okolo trzech, a moze nawet czterech tygodni. Teraz za wszelka cene musimy sie starac dowiezc je zywe do Europy. Moglbys jednoczesnie zapolowac na szympansy, ktore spostrzeglem w rozpadlinach skalnych na poludniu. Tym samym zyskalbym od czterech do szesciu tygodni na wyprawe.

– Na wytropienie okapi warto poswiecic i wiecej czasu. Uchodzi ono jeszcze za legendarne zwierze. Wzbogacilibysmy wiedze o faunie afrykanskiej, a ponadto Anglicy ofiarowuja powazna sume za zywe badz martwe zwierze. Nie do pogardzenia jest taka gratka.

– Licze sie z tym. Obecna wyprawa pochlonela wszystkie nasze oszczednosci. Nie mozemy dopuscic do tego, aby Tomek stracil swe pieniadze.

– Badz spokojny, na pewno nie bedzie mial do nas zalu. Kogo masz zamiar zabrac na poszukiwanie okapi?

Smuga przemyslal widocznie caly plan samodzielnej wyprawy, gdyz odparl bez wahania:

– Jezeli nie masz nic przeciwko temu, to zabiore osmiu tragarzy, dwoch Masajow: Inusziego i Sekeletu oraz… Tomka i Dinga.

– Chcesz zabrac Tomka? – zdziwil sie Wilmowski.

– Kazdy czlowiek ulega jakims slabosciom. Lubie twego syna, a ponadto wydaje mi sie, ze wszystko, czego on bardzo pragnie musi sie spelnic. Powiesz na pewno, ze jestem przesadny, ale… przeczucie mowi mi, iz z nim wlasnie schwytam okapi.

Wilmowski ufal Smudze jak sobie samemu, lecz dlugo sie wahal. Nikt nie mogl przewidziec, na jakie trudnosci i niebezpieczenstwa bedzie narazona w dziewiczej dzungli mala ekspedycja. Przeciez lasy te zamieszkiwali dzicy Pigmejczycy, przed ktorymi Hunter dawno juz ostrzegal. Smuga zauwazyl wahanie przyjaciela. Po chwili milczenia dodal cicho:

– Widzisz, Andrzeju, nie jestem teraz pewny strzalu. Kto wie, czy nie zadrzy mi reka w decydujacej chwili. Gdyby chodzilo jedynie o starcie z krajowcami, nie bralbym tego pod uwage. Wystarczylaby mi prawa dlon i rewolwer, gdyby jednak trzeba bylo strzelac do znikajacego w gaszczu okapi, chcialbym, zeby strzal oddal Tomek. Twoj chlopak strzela tak, jak ja strzelalem przed wypadkiem z Castanedem.

– Dziekuje ci serdecznie w imieniu Tomka i swoim wlasnym – odparl wzruszony Wilmowski. – Najlepsi strzelcy uznaja w tobie mistrza!

– Tomek bedzie mistrzem nad mistrzami, mozesz mi wierzyc, jestem tego pewny.

– Prawde mowiac obawiam sie troche o Tomka. Moim zdaniem, jest za predki do wszystkiego, lecz skoro ma isc z toba, to niech idzie! Zabierz rowniez bosmana Nowickiego. Ten poczciwy silacz nie uleknie sie niczego ani nikogo. Kto wie, co moze was spotkac w dzungli, a Murzyni zbyt sa przesadni, aby mozna na nich calkowicie polegac.

– Nie chcialem cie pozbawiac pomocy bosmana, skoro jednak sadzisz, iz dasz tu sobie rade z Hunterem i dzielnym Mescherje, chetnie zabiore go z soba.

Radosc Tomka nie miala granic, gdy sie dowiedzial, iz Smuga osobiscie prosil o jego udzial w niebezpiecznej ekspedycji. Bosman rowniez byl zadowolony, poniewaz nie lubil dlugo siedziec na jednym miejscu i tesknil juz za nowymi przygodami. Teraz obydwaj przyjaciele ochoczo pomagali Smudze w przygotowaniach do wyprawy. Przede wszystkim wybrali trzy skladane klatki, dwie duze sieci, lassa i rzemienie, ktore mial dzwigac jeden klapouch. Drugi osiol zostal objuczony sprzetem obozowym. Na bagaz przeznaczony do niesienia przez tragarzy zlozyly sie zapasy zywnosci, sztuki perkalu, miedziany drut, szklane korale, sol, tyton i wiele innych przedmiotow.

45

Вы читаете книгу


Szklarski Alfred - Tomek na Czarnym L?dzie Tomek na Czarnym L?dzie
Мир литературы

Жанры

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело