Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 88
- Предыдущая
- 88/108
- Следующая
17.
Od 15.00 do 21.00
Sluzbowa limuzyna Sir Nigela, wiozaca tym razem Barry'ego Ferndale'a i Adama Munro, dotarla na Downing Street 10 kilka sekund przed trzecia. Kiedy obaj weszli do hallu rezydencji premiera, Sir Nigel juz tu byl. Chlodno przywital sie z Munro.
– Mam przynajmniej nadzieje, ze to, co pan przywiozl, warte jest osobistej wizyty u premiera.
– Tak wlasnie sadze, sir.
Dyrektor generalny SIS popatrzyl nan drwiaco. Ten czlowiek byl niewatpliwie bardzo zmeczony. Musial ciezko przezyc afere “Slowika”. Ale to nie usprawiedliwialo lamania dyscypliny. Drzwi prywatnego apartamentu premiera otworzyly sie i ukazal sie w nich Sir Julian Flannery.
– Prosze wejsc, panowie.
Adam Munro nigdy dotad nie spotkal sie z pania premier osobiscie. Mimo dwoch nie przespanych nocy wygladala swiezo i elegancko. Najpierw przywitala sie z Sir Nigelem, potem uscisnela dlonie dwu jego podwladnych, ktorych dotad nie znala.
– Panie Munro, chcialabym od razu stwierdzic, ze jest mi niezmiernie przykro, ze musialam narazic na osobiste ryzyko pana i panskiego agenta w Moskwie. Nie chcialam tego, ale odpowiedz na pytanie prezydenta Matthewsa ma naprawde wielka miedzynarodowa wage… a nie zwyklam tego okreslenia uzywac pochopnie.
– Dziekuje za te slowa, madame – odezwal sie Munro.
– Wlasnie w tej chwili – mowila dalej Joan Carpenter – kapitan “Freyi”, Thor Larsen, laduje na pokladzie krazownika “Argyll”, gdzie ma sie odbyc konferencja. A wieczorem oddzial pletwonurkow z SBS zaatakuje “Freye” i sprobuje zlikwidowac terrorystow, a przede wszystkim ich przywodce… czlowieka z detonatorem.
Twarz Munro stala sie szara jak granit, gdy to uslyszal.
– A wiec moj agent narazal sie niepotrzebnie?
Pani premier zdobyla sie na jeszcze jeden gest wspolczucia.
– Moge tylko powtorzyc wyrazy zalu, panie Munro. Plan odbicia “Freyi” powstal dopiero nad ranem, osiem godzin po ultimatum pana Rudina. W tym czasie panski agent wykonywal juz zadanie. Przeciez nie bylo sposobu, zeby to odwolac!
W tym momencie do pokoju wszedl Sir Julian Flannery.
– Mamy juz podsluch z,,Argylla”, madame.
Pani premier wskazala swoim gosciom fotele. W narozniku pokoju stal duzy glosnik; zasilajacy go przewod ginal gdzies za drzwiami.
– Panowie, zaczyna sie konferencja na “Argyllu”. Posluchajmy, a potem pan Munro powie nam, skad wzielo sie to niebywale ultimatum Maksyma Rudina.
Kiedy Larsen, po halasliwej pieciomilowej podrozy pod brzuchem smiglowca, uwalnial sie wreszcie z uprzezy na pokladzie brytyjskiego krazownika, przez loskot smigiel Wessexa przedarlo sie radosne pozdrowienie bosmanskich gwizdkow. Dowodca “Argylla” podszedl do Larsena, zasalutowal i wyciagnal don reke.
– Richard Preston – przedstawil sie. Larsen odwzajemnil salut i uscisnal dlon Anglika.
– Witam na pokladzie, kapitanie. Jesli nie ma pan nic przeciwko temu, zejdziemy od razu do mesy.
Dwaj kapitanowie zanurzyli sie w czelusciach krazownika; wkrotce dotarli do najobszerniejszej jego kabiny, mesy oficerskiej. Preston dokonal formalnej prezentacji.
– Jego ekscelencja Jan Grayling, premier Holandii… zreszta panowie juz sie znaja, przynajmniej telefonicznie… Jego ekscelencja Konrad Voss, ambasador Republiki Federalnej Niemiec… Komandorzy: Desmoulins z marynarki francuskiej, de Jong z marynarki holenderskiej, Hasselmann z Bundesmarine i Manning z marynarki Stanow Zjednoczonych.
Mike Manning wyciagnal reke i spojrzal w oczy brodatego Norwega.
– Ciesze sie, ze pana widze, kapitanie – wyrecytowal, ale slowa z trudem przechodzily mu przez gardlo. Larsen chyba to zauwazyl, bo zatrzymal na nim wzrok nieco dluzej niz na pozostalych dowodcach okretow – zanim podszedl do ostatniego z obecnych.
– Major Simon Fallon z Krolewskiej Piechoty Morskiej – przedstawil go Preston.
Larsen spojrzal z gory na dosc niskiego, krepego komandosa, ktory mocno uscisnal jego dlon. A wiec jednak – pomyslal – Swoboda mial racje.
Na zaproszenie komandora Prestona wszyscy usiedli wokol duzego stolu.
– Kapitanie Larsen, musze pana poinformowac, ze nasza rozmowa bedzie nagrywana. Jest ona tez transmitowana bezposrednio, w postaci zaszyfrowanej, do budynku Whitehall, gdzie slucha nas premier Wielkiej Brytanii.
Larsen skinal glowa. Jego wzrok wedrowal wciaz w strone Amerykanina. Wszyscy inni patrzyli na Larsena ze zrozumialym zainteresowaniem; tylko przedstawiciel marynarki Stanow Zjednoczonych z uporem studiowal wzory na mahoniowym blacie stolu.
– Zanim zaczniemy, co moglbym panu zaproponowac? – spytal Preston. – Cos do zjedzenia albo do picia? Herbate, kawe?
– Dziekuje, tylko kawe. Bez mleka i bez cukru.
Preston dal znak czekajacemu stewardowi, ktory natychmiast zniknal za drzwiami.
– Uzgodnilismy, ze najpierw ja zadam panu pytania, ktore interesuja wszystkie prezentowane tu rzady – ciagnal Preston. – Panowie Grayling i Voss laskawie zgodzili sie na taka procedure. Oczywiscie kazdy z obecnych moze zadac dodatkowe pytanie, gdybym cokolwiek przeoczyl. Po pierwsze zatem, kapitanie Larsen, chcielibysmy wiedziec, co dokladnie wydarzylo sie wczoraj nad ranem.
Boze, to zaledwie wczoraj? – pomyslal Larsen. Tak, wczoraj, w piatek o trzeciej nad ranem. A teraz jest sobota, godzina pietnasta piec. Tylko trzydziesci szesc godzin, a wydaje sie, jakby to juz tydzien.
Krotko i jasno opowiedzial o tym, jak terrorysci weszli na statek w czasie nocnej wachty, jak bez trudu go opanowali i uwiezili zaloge w magazynie farb.
– A wiec jest ich siedmiu? – spytal major z “marines”. – Jest pan pewien, ze nie ma ich wiecej?
– Jestem pewien: dokladnie siedmiu.
– A kim oni wlasciwie sa? – ponownie wlaczyl sie Preston. – Czy to Zydzi? Arabowie? Czerwone Brygady?
Larsen ze zdziwieniem popatrzyl po twarzach otaczajacych go ludzi. Dopiero teraz przypomnial sobie, ze oprocz niego nikt jeszcze nie wie, kim sa porywacze.
– To Ukraincy – powiedzial. – Nacjonalisci ukrainscy. Dowodca przedstawia sie jako Swoboda. Mowi, ze po ukrainsku znaczy to “wolnosc”. Miedzy soba mowia wylacznie w jezyku, ktory rzeczywiscie moze byc ukrainski. W kazdym razie to ktorys z jezykow slowianskich.
– No to na co im ci Zydzi z Berlina? – zirytowal sie premier Grayling.
– Tego nie wiem. Swoboda twierdzi, ze to ich przyjaciele.
– Zaraz… – ambasador Voss glosno pomyslal. – Chyba wszyscy dalismy sie nabrac na to, ze Miszkin i Lazariew to Zydzi, ktorzy chcieli uciec do Izraela. Ale oni przeciez obaj sa z Ukrainy, ze Lwowa. Nikt nie wpadl na to, ze moga byc rownie dobrze dysydentami ukrainskimi.
– A dlaczego oni sadza, ze uwolnienie Miszkina i Lazariewa mogloby pomoc sprawie ukrainskiej? – zwrocil sie Preston do Larsena.
– Tez nie wiem. I raczej nie dowiemy sie tego od Swobody. Kiedy juz mial mi to powiedziec, nagle ugryzl sie w jezyk. Oswiadczyl tylko, ze uwolnienie tamtych dwoch spowoduje wielki wstrzas na Kremlu i moze wywolac masowe rozruchy.
Twarze zebranych w kabinie ludzi swiadczyly, ze niewiele z tego rozumieja. Dalsze dziesiec minut pochlonely szczegolowe pytania na temat konstrukcji statku i aktualnego rozlokowania jego “pasazerow”. W koncu komandor Preston wstal i w milczeniu porozumial sie wzrokiem z pozostalymi; nikt nie zaprotestowal. Preston pochylil sie nad stolem.
– Mysle, kapitanie Larsen, ze nadszedl czas, zeby to panu powiedziec. Dzis wieczorem obecny tu major Fallon z grupka swoich ludzi doplynie do “Freyi” pod woda. Wejda na poklad i zlikwiduja tego Swobode i jego bande.
– Nie. Nie zrobia tego – powiedzial wolno i wyraznie Thor Larsen.
– Przepraszam, nie rozumiem…?
– Nie bedzie zadnych podwodnych atakow… chyba ze chca panowie eksplozji i zatopienia “Freyi”. To wlasnie kazal mi powtorzyc Swoboda.
Punkt po punkcie wylozyl kapitan Larsen ostrzezenie, jakiego czlowiek zwany Swoboda udzielal Zachodowi. O zmierzchu zostana zapalone na.”Freyi” wszystkie reflektory. Wartownik z pomostu dziobowego opusci swoj posterunek. Nie bedzie juz tam potrzebny – caly poklad, od dziobu az po podstawe nadbudowki, bedzie zalany swiatlem. Wszystkie drzwi prowadzace do nadbudowki zostana zakrecone srubami od srodka. Zablokowane beda tez wszystkie drzwi wewnetrzne, nic wiec nie da ewentualne wejscie przez okno.
Sam Swoboda, z oscylatorem, pozostanie w nadbudowce, ale ma do wyboru ponad piecdziesiat kabin. Zapalone beda wszystkie swiatla we wszystkich kabinach, a wszystkie zaluzje zamkniete. Terrorysta pelniacy wachte na mostku bedzie mial staly kontakt przez walkie-talkie z wartownikiem na kominie. Czterej pozostali beda przez cala noc chodzic wzdluz rufowego relingu i z pomoca latarek obserwowac powierzchnie morza. Jesli zobacza kogos przy burcie albo chocby pecherzyki powietrza zdradzajace pletwonurka, beda natychmiast strzelac. Czlowiek na kominie zaalarmuje kolege na mostku, a ten przekaze ostrzezenie przez telefon do kabiny, w ktorej ukryje sie Swoboda. Ta linia telefoniczna bedzie przez cala noc wlaczona na stale. Swoboda moze wiec nacisnac swoj czerwony guzik juz na pierwszy sygnal zagrozenia.
– Dran! – zaklal z pasja komandor Preston.
Oczy wszystkich zwrocily sie na majora Fallona. Ten jednak milczal, wpatrujac sie w zamysleniu w Larsena.
– No i co, majorze? – spytal wreszcie zniecierpliwiony Grayling.
– Mozemy sprobowac wejsc od dziobu – zaczal Fallon, ale Larsen przerwal mu natychmiast.
– Obserwator z mostka zobaczy was w swietle reflektorow. Nie dojdziecie nawet do polowy pokladu.
– Mozemy w kazdym razie zainstalowac te pulapke pod ich kutrem – rzekl Fallon.
– Swoboda pomyslal i o tym. Przeciagna kuter blizej rufy, tak ze caly bedzie w swietle.
Fallon wzruszyl bezradnie ramionami.
– Nie pozostaje wiec nic innego jak frontalny atak. Podplynac wieksza grupa, strzelac natychmiast po wynurzeniu, rozwalic drzwi i przeszukac wszystkie kabiny po kolei.
– Nic z tego nie bedzie – ucial Larsen krotko. – Jeszcze nie przekroczycie relingu, a juz Swoboda uslyszy was i wysle wszystkich do krolestwa niebieskiego.
- Предыдущая
- 88/108
- Следующая