Выбери любимый жанр

Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 91


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта:

91

– Nie ma. Wykorzystalem juz wszystkie srodki, zeby wplynac na Matthewsa. Innych sposobow nie znam. Teraz wszystko zalezy od niego i od tego cholernego kanclerza z Bonn… Jutro – dodal po chwili – Wiszniajew sprowadzi tu Kukuszkina i zazada, zebysmy wszyscy go wysluchali. A jesli w tym momencie Miszkin i Lazariew beda juz w Izraelu…

O osmej wieczor czasu srodkowoeuropejskiego Andrew Drake, korzystajac i tym razem z glosu kapitana Larsena, nadal swoje kolejne ultimatum: “Jutro o godzinie 9.00 wypompujemy z «Freyi» do morza sto tysiecy ton ropy, jesli nie otrzymamy do tego czasu wiadomosci, ze Miszkin i Lazariew sa juz w samolocie, w drodze do Tel Awiwu. Jesli nastepnie do godziny 20.00 nie dotra oni do Izraela, bez dalszej zwloki wysadzimy «Freye» w powietrze”.

– To juz chyba rzeczywiscie ostatni dzwonek – powiedzial do siebie kanclerz Busch, kiedy dziesiec minut pozniej przekazano mu tresc ultimatum. – Co wlasciwie pan William Matthews sobie wyobraza? Nikt, absolutnie nikt nie zmusi kanclerza Niemiec do kontynuowania tej ciuciubabki. Dosyc tego.

O osmej dwadziescia rzad RFN oglosil, ze podjal jednostronnie decyzje uwolnienia Miszkina i Lazariewa o osmej rano nastepnego dnia.

Dziesiec minut pozniej do dowodcy USS “Moran”, komandora Mike'a Manninga, dotarla zakodowana depesza. Po rozszyfrowaniu tekst brzmial krotko i jasno: “Przygotowac sie do otwarcia ognia jutro 7.00”. Manning zmial depesze w kulke i jeszcze raz spojrzal przez bulaj w kierunku “Freyi”. Tankowiec byl juz oswietlony niczym choinka: latarnie i reflektory zalewaly nadbudowke potokami bialego swiatla. Piec mil od dzial “Morana” “Freya” spoczywala na morzu nieruchomo, skazana i bezradna; czekala juz tylko, ktory z dwoch wyznaczonych jej katow pierwszy wykona wyrok.

Kiedy Thor Larsen rozmawial przez radiotelefon “Freyi” z Kontrola Mozy, Concorde wiozacy Adama Munro przemknal nad ogrodzeniem lotniska im. Dullesa; silne odchylenie kadluba do tylu, zalamany dziob, otwarte klapy i podwozie gotowe juz na pierwszy kontakt z ziemia – upodobnialy go do wielkiego drapieznego ptaka. Zdezorientowani pasazerowie, z twarzami przylepionymi do malenkich okien niczym zlote rybki w akwarium, zauwazyli tylko, ze samolot nie dokolowal do budynku dworca lotniczego; zatrzymal sie, z pracujacymi wciaz silnikami, na jednym z pasow dojazdowych, przy czekajacej czarnej limuzynie. Sprawnie podtoczono do drzwi samolotu waskie schodki.

W kabinie tylko jeden pasazer wstal ze swojego miejsca. Nie mial ani plaszcza, ani zadnego bagazu recznego. Szybko wyszedl z kabiny i zbiegl po schodkach. Chwile pozniej schodki odsunieto od samolotu i zamknieto drzwi. Pilot Concorde'a, przeprosiwszy raz jeszcze pasazerow za przerwe w podrozy, oznajmil, ze start w dalsza droge do Bostonu nastapi natychmiast.

Munro wsiadl do samochodu w towarzystwie dwu dobrze zbudowanych mezczyzn. Ci natychmiast zazadali od niego paszportu. Studiowali go starannie przez cala droge, jaka samochod musial pokonac przez plyte lotniska na tyly odleglego hangaru. Czekal tam juz na nich maly helikopter z pracujacymi silnikami.

Agenci ochrony prezydenckiej zachowywali wobec goscia oficjalne, uprzejme milczenie. Takie mieli rozkazy. Przed wejsciem do helikoptera dokladnie sprawdzili, czy Munro nie ma przy sobie broni. Smiglowiec, do ktorego wsiedli wszyscy trzej, ruszyl w strone centrum miasta. Przelecial nad Potomakiem i jego odnogami i miekko wyladowal na trawniku przed Bialym Domem, niespelna sto jardow od okien Owalnego Gabinetu. W Waszyngtonie byla pietnasta trzydziesci.

Dwaj agenci poprowadzili Szkota przez trawnik w strone waskiej uliczki miedzy starym budynkiem rzadowym – wielkim, szarym, niezbyt gustownym, ozdobionym licznymi portalami i kolumnadami, z tysiacem okien o najrozmaitszych ksztaltach – a malenkim w porownaniu z tamtym kolosem, zachodnim skrzydlem Bialego Domu: przysadzistym pawilonem, ktorego dolna czesc kryje sie w zaglebieniu terenu. Agenci eskortujacy Adama Munro wprowadzili go do tego wlasnie pawilonu przez niskie drzwi w suterenie. Zaraz za drzwiami wszyscy trzej musieli wylegitymowac sie przed dyzurujacym tu umundurowanym policjantem. Munro byl cokolwiek rozczarowany: wszystko to daleko odbiegalo od imponujacego wrazenia, jakie robila na turystach rozlegla frontowa fasada budynku od strony Pennsylvania Avenue.

Policjant porozumial sie za pomoca interfonu z kims znacznie od niego wazniejszym. Po paru minutach otworzyly sie obok nich drzwi windy i wyszla z nich sekretarka. Poprowadzila cala trojke dlugim korytarzem az do waskiej klatki schodowej, ktora weszli pietro wyzej, na parter budynku. Tutaj funkcje przewodnika przejal inny pracownik Bialego Domu, tym razem mezczyzna. Urzedowo schludny, w dobrze skrojonym ciemnoszarym garniturze, urzednik patrzyl z niesmakiem na wymietego, zarosnietego i potarganego Szkota. Powstrzymal sie jednak od uwag.

– Kazano mi wprowadzic pana natychmiast, panie Munro – oswiadczyl i poszedl dalej. Dwaj agenci ochrony prezydenckiej pozostali z dziewczyna.

Munro szedl za urzednikiem dlugim korytarzem. Po drodze mineli popiersie Abrahama Lincolna. Nagle urzednik skrecil w plytka nisze, gdzie przy niskim stoliku dyzurowal nastepny umundurowany policjant. Za nim byly duze biale kasetonowe drzwi. Policjant jeszcze raz sprawdzil paszport Brytyjczyka, potem przyjrzal sie jemu samemu z wyrazna dezaprobata, wreszcie siegnal pod biurko i nacisnal ukryty tam guzik. Odezwal sie brzeczyk zamka. Towarzyszacy Szkotowi urzednik pchnal drzwi i uprzejmie przepuscil go przed soba. Munro zrobil jeszcze dwa kroki, zanim zorientowal sie, ze jest juz w gabinecie prezydenta. Drzwi cicho zatrzasnely sie za nim.

Obecni w pokoju mezczyzni najwyrazniej na niego czekali: wszyscy czterej wpatrywali sie uwaznie w drzwi. Rozpoznal natychmiast prezydenta Matthewsa – ale byl to prezydent, jakiego nie ogladaja wyborcy: szary ze zmeczenia, zmizerowany, o dziesiec lat starszy niz ow krzepki, pewny siebie, energiczny mezczyzna z ekranow telewizyjnych i plakatow.

Benson wstal i podszedl do niego.

– Bob Benson – przedstawil sie i poprowadzil Szkota w strone prezydenta. William Matthews przechylil sie przez biurko, by uscisnac jego dlon. Potem Munro przywital sie z Lawrence'em i Poklewskim. Obu znal ze zdjec w gazetach.

– A wiec – odezwal sie prezydent z nieskrywana ciekawoscia – to pan jest czlowiekiem, ktory prowadzi “Slowika”.

– Ktory prowadzil “Slowika”, panie prezydencie – poprawil Munro. – Bo, jak sadze, dwanascie godzin temu agent wpadl w rece KGB.

– Naprawde bardzo mi przykro – rzekl Matthews – ale pan przeciez wie, jakie ultimatum postawil mi Maksym Rudin. Musialem wiedziec, dlaczego to zrobil.

– Teraz juz wiemy – wtracil Poklewski – ale to chyba niewiele nam dalo, poza dowodem, ze Rudin jest tak samo przyparty do muru jak my. Swoja droga, co za fantastyczna historia: dwaj amatorzy morduja na ulicy w Kijowie samego Iwanienke…

– Nie musimy chyba – przerwal te rozwazania Lawrence – przekonywac pana Munro o wadze i donioslosci Traktatu Dublinskiego ani o tym, ze ewentualne przejecie wladzy przez Jefrema Wiszniajewa prowadzi wprost do wojny. Z pewnoscia czytal pan wszystkie te raporty z posiedzen Politbiura, ktore dostawal pan od “Slowika”?

– Tak, panie ministrze. Czytalem wszystkie w oryginale rosyjskim natychmiast po odebraniu od agenta. I wiem, co jest grane… po obu stronach.

– Jakie zatem proponuje pan wyjscie? – przeszedl do sedna sprawy Matthews. – Pani premier prosila, abym przyjal pana osobiscie, poniewaz ma pan pewne propozycje, ktorych ona nie chce i nie moze omawiac przez telefon. Dlatego wlasnie jest pan teraz tutaj, prawda?

– Zgadza sie, panie prezydencie.

Zadzwonil telefon. Benson sluchal przez chwile w milczeniu.

– Jest coraz gorzej – powiedzial odkladajac sluchawke. – Ten Swoboda oswiadczyl wlasnie, ze wypusci z “Freyi” sto tysiecy ton ropy jutro o dziewiatej czasu europejskiego. Czyli za dwanascie godzin.

– A wiec, na czym polega panska propozycja? – wrocil do swojej kwestii prezydent.

– Jak wiadomo, sa tu zasadniczo dwie mozliwosci. Albo Miszkin i Lazariew odleca wolni do Izraela, zaczna tam gadac i wykoncza w ten sposob za jednym zamachem pana Rudina i Traktat Dublinski. Albo zostana tam, gdzie sa, a wtedy “Freya” i jej zaloga musza zginac… w ten czy inny sposob.

Nie wspomnial oczywiscie o brytyjskich podejrzeniach co do rzeczywistej roli “Morana”. ale wystarczylo sformulowanie: “w ten czy inny sposob”. Poklewski spojrzal na Bensona wzrokiem pelnym niepokoju; szef CIA zachowywal jednak kamienna twarz.

– W istocie jednak – ciagnal dalej Munro – obawy Rudina nie dotycza tego, gdzie, w sensie fizycznym, znajduja sie Miszkin i Lazariew. Chodzi mu tylko o to, zeby nie dac im mozliwosci ogloszenia przed swiatem, co zrobili piec miesiecy temu w Kijowie.

Matthews westchnal z rozczarowaniem.

– Rozwazalismy to juz, panie Munro. Prosilismy premiera Golena, aby zgodzil sie na ich przylot do Izraela, nastepnie trzymal w izolacji az do uwolnienia “Freyi”, a w koncu wyslal ich z powrotem do Moabitu albo zamknal na nastepne dziesiec lat u siebie w wiezieniu. Pan Golen odmowil. Uznal, ze skoro publicznie obiecal spelnic zadania terrorystow, to juz nie bedzie mogl wycofac sie z obietnicy. I rzeczywiscie nie moze sie wycofac. Przykro mi, panie Munro, ale wyglada na to, ze panska podroz byla daremna.

– Nie to mialem na mysli – odpowiedzial spokojnie Munro. – W czasie lotu spisalem swoja propozycje w mozliwie zwiezlej formie.

Wyciagnal z wewnetrznej kieszeni marynarki kilka kartek z nadrukiem firmowym British Airways i polozyl je na biurku prezydenta. Matthews zabral sie do lektury; im dalej czytal, tym coraz wieksza na jego twarzy malowala sie zgroza.

– To okropne – powiedzial odkladajac ostatnia kartke. – A wiec nie mam wyboru. Albo raczej: mam, ale cokolwiek wybiore, musza umrzec ludzie.

Munro przygladal mu sie bez wspolczucia. Juz od dawna wiedzial, ze wielcy politycy bynajmniej nie wahaja sie szafowac zyciem innych ludzi – jesli tylko maja pewnosc, ze opinia publiczna nie obciazy ich za to osobista odpowiedzialnoscia.

91

Вы читаете книгу


Forsyth Frederick - Diabelska Alternatywa Diabelska Alternatywa
Мир литературы

Жанры

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело